Czy Polacy potrzebują biało-czerwonego Orbana?

Dr Piotr Balcerowski

Czy Polacy potrzebują biało-czerwonego Orbana?

 

"...kiedy spotkałem się z Viktorem Orbanem w 2005 roku, tuż przed jego spodziewaną wygraną w wyborach parlamentarnych, która ostatecznie okazała się porażką, powiedział mi: Musimy się umówić na poważną rozmowę o Rosji. Nie mam wątpliwości, że poważna rozmowa o Rosji oznaczała rozmowę o tym, dlaczego i jak trzeba się z Rosją dogadać" - prof. Lech Kaczyński[i]

 

Od dłuższego czasu, w szczególności zaś po 15 października 2023 roku, w części (prawej) polskiego życia politycznego trwa swego rodzaju utyskiwanie i wytykanie błędów, w mojej ocenie rzekomych, które doprowadziły do utraty władzy przez Zjednoczoną prawicę i tym samym nie wejścia na "drogę Orbana" (czwarta kadencja rządów). Nie tak dawny "okładkowy" artykuł tygodniku Dorzeczy pt. "Tęsknota za polskim Orbánem" autorstwa Łukasza Warzechy[ii] czy kolejny w tym tytule autorstwa Pawła Lisickiego pt. „Dlaczego Orban rządzi a Kaczyński stracił władzę? Refleksje z Budapesztu”[iii] są tego, jak na razie, ostatnimi akordami. Choć część argumentów "grupy utyskiwaczy" różni się, wspólne są przede wszystkim dwa, dotyczące relacji zewnętrznych Polski: z UE pod niemieckim przewodnictwem i Rosją. Wspólne jest również ignorowanie wewnętrznych czynników rozróżniających socjologie wyborczą w obydwu krajach, warunkowaną również historycznie i geograficznie.

Komentatorzy ci popełniają klasyczny błąd analityczno-poznawczy tj. błąd asocjacji oraz, do pewnego stopnia, błąd patrzenia przez pryzmat ostatniego wydarzenia (tzw. recency effect). Wedle klasycznej teorii przy ocenianiu analogii/asocjacji powinno się stosować dwie zasady. Pierwsza to zasada podobieństwa, co oznacza, iż między dwoma podmiotami muszą istnieć podobieństwa dotyczące istotnych, ważnych ich aspektów. Druga sprowadza się do tego, iż nie może ignorować istotnych różnic między dwiema porównywanymi podmiotami. Na przykładzie relacji Polski i Węgier z Niemcami, Rosją i Izraelem/Żydami, będę chciał wykazać, iż nasza sytuacja jest nieporównywalna, zaś stosowanie 1:1 polityki węgierskiej byłoby sprzeczne z polską racja stanu. Zaś odnosząc się do recency effect będę chciał wykazać, iż z faktu, iż dzieliliśmy z Węgrami w ostatnich dekadach najpierw niedolę komunizmu (i de facto sowiecko-rosyjskiej okupacji) a później petentowo-pariasowy status w "unijnym świecie zachodu" połączony z krytycznym podejściem do Rosji, nie wynika niestety, iż możemy się z tego łatwo się otrząsnąć i rozpocząć "sprytną i pragmatyczną" (a w domyśle zwiększającej naszą podmiotowość i bogactwo) politykę a la Orban. Nie możemy, gdyż decydują o tym twarde realia geopolityczne. Musimy mieć świadomość, iż współczesna polityka węgierska, zapoczątkowana co najmniej w 2004 roku pierwszym zwycięstwem Orbana, jest de facto zerwaniem z doświadczeniem ostatnich dekad i powrotem do czasów bismarkowskich, w których to była funkcją przede wszystkim polityki niemieckiej i tym samym również rosyjskiej. Tym bardziej, iż jest współcześnie (choć od 2022 roku trwa specyficzna przerwa) radykalnie scementowaną logiką biznesową wedle wzoru "Rosjanie kupują niemiecki samochód wyprodukowany w węgierskiej fabryce po konkurencyjnej cenie dzięki rosyjskiemu eksportowi surowców i energii potrzebnych do wyprodukowania auta etc". Wszyscy uczestnicy procesu zadowoleni? Trudno zaprzeczyć.

 

Relacje z Rosją

Choć w Polsce mamy inklinacje do patrzenia, o czym wspominałem, na relacje węgiersko - rosyjskie przez pryzmat zmagań Węgrów z sowietami (przede wszystkim zgniecenie powstania węgierskiego w 1956 roku z jednej strony, z drugiej zaś pacyfikacja rewolucji komunistycznej Beli Kuna w 1919 r.) to jeśli odrzucić jednak ten ewenement historyczny i geopolityczny, jakim był komunizm z centralą w Moskwie i globem w godle, i spojrzeć szerzej i głębiej z perspektywy geopolityki tradycyjnej, wyznaczającej jednak jakieś ramy szczególnej sfery zainteresowań/wpływów etc, to Węgry do rosyjskiej właściwie nigdy nie należały.  Fakt, iż na przestrzeni dziejów ziemie węgierskie nie znajdowały się pod rosyjskim zaborem dość dobitnie o tym świadczy. Oczywiście nie brakowało przed 1945 rokiem różnych konfliktów interesów a nawet krwawych starć. Do najbardziej znanych należy zaliczyć rosyjską pomoc w tłumieniu węgierskiego powstania antyhabsburskiego w 1848 roku oraz udział Węgier w koalicjach anty rosyjskich/sowieckich w trakcie dwóch wojen światowych. Ale wydaje się, iż udział Węgrów w tych koalicjach był przede wszystkim pochodną decydującego wpływu niemiecko-austriackiego na taki wybór. Tak jak wspomniałem, Węgrzy nie mieli konfliktów terytorialnych z Rosjanami (wyjąwszy być może skrawek "Ukrainy Zakarpackiej"), nie stali na drodze do rosyjskich ambicji na Bałkanach (i mitycznym wręcz pochodzie do Konstantynopola), konflikty zaś związane z nadzorowaniem w ramach Korony św.Stefana "braci Słowian" (Słowacy, Chorwaci), "braci w ortodoksyjnej wierze" (Rumuni), czy też both (Serbowie) nie stanowiły zarzewia realnego konfliktu i definiowania siebie w kategoriach wroga. Choć oczywiście również wobec Węgier nie brakowało teorii ze szkoły „Rosja się nie kończy nigdzie”, o czym więcej napiszę później. Pomagały też pewne wspólne historyczne resentymenty jak np. wobec Turków, wspólnych wrogów na Bałkanach.

Mając m.in. to na uwadze, nieco łatwiej zrozumieć Orbana i jego współczesny powrót do przeszłości, do złotego (bez mała) półwiecza Korony św. Stefana (1868-1914), kiedy to, choć Rosja była wielka i imperialna, na zachodzie "opierająca się na Wiśle", zaś Anglo-Sasi w tej części Europy nieobecni, Węgry cieszyły się niebywałym prosperity. Orban zakłada, iż ten scenariusz może powtórzyć i to w wersji turbo. Korzystając bowiem z dostępu do rynku europejskiego w ramach UE a i "grając" podprogowo na anty Anglo-Saskich resentymentach, może dodatkowo korzystać biznesowo-inwestycyjnie również ze strony innych państw podzielających te resentymenty, przede wszystkim Chin.

Wreszcie, warto uwzględnić również czynnik ideologiczny. Niezależnie od tego jak wiele żon, kochanek, abortowanych dzieci czy naruszeń chociażby 7 przykazania zarówno zwykli Rosjanie jak i ich elity by mieli/popełnili, oficjalna ideologia państwowa jest konserwatywna, odwołująca się do antropologii chrześcijańskiej i spuścizny Cerkwi Rosyjskiej, co m.in. oznacza odrzucenie ideologii LGBT. To Orbanowi wystarcza, aby mówić o wspólnych węgiersko - rosyjskich wartościach.

Wreszcie, last but not least, nie należy lekceważyć wpływu komunizmu w rozumieniu aktywów wywiadowczych. W tym kontekście bardzo charakterystyczne są losy ustawy lustracyjnej na Węgrzech po 1989 roku, obecnie już od blisko 20 lat nieaktywnej. Jak możemy przeczytać na łamach OSW ...Węgierska ustawa lustracyjna przyjęta w 1994 roku nie miała charakteru dekomunizacyjnego– poza upublicznieniem danych dotyczących przeszłości nie przewidywała ona żadnych sankcji. Ustawa miała służyć uniknięciu możliwości szantażu wobec byłych agentów, a nie ocenie przeszłości. Legislatorzy podporządkowali ją wymogowi jawności życia publicznego, ustawa w takim kształcie była próbą jedynie ograniczonego rozliczenia się z przeszłością.[iv] Trudno przyjąć, iż nie pozostaje to bez wpływu na możliwości operacyjne Rosjan. Wymienianie wszystkich byłych tajnych współpracowników komunistycznych służb bezpieczeństwa czy oficerów aktywnych w życiu publicznym również za rządów Fideszu zajęłoby niemałą część tej pracy. Niech wystarczającym i wymownym jednocześnie będzie fakt, iż głównym doradcą ds. zagranicznych premiera Orbana jest József Czukor, były oficer komunistycznych służb specjalnych, syn wysoko postawionego oficera straży granicznej.[v] To zjawisko jest częścią jednej z wielu różnic w sytuacji polskiej i węgierskiej po upadku komunizmu. Wynikało to z faktu, iż silniejsza i głębsza niż w Polsce była na Węgrzech dezintegracja środowiska postkomunistycznego[vi], co ułatwiło Orbanowi wypracowanie z częścią "czerwonych frakcji" swoistego modus vivedi na względnie swoich warunkach. Zwłaszcza gdy wpisywali się w jego strategię po 1995 roku nawiązania bliskiej współpracy z 8-10 najbogatszymi biznesmenami, którzy będą z FIDESZ-em na dobre i na złe.[vii]

 

Relacje z Niemcami

Faktycznie tak jak w XIX współczesna polityka węgierska względem Rosji jest funkcją istniejącego de facto ścisłego sojuszu węgiersko- niemieckiego (w tym austriackiego). I to nawet jeśli obecnie tj. od 2022 roku obserwujemy swoistą pauzę w tym sojuszu ze względu na inna taktykę wobec Rosji. Doprawdy od napisania tych słów przez jednego z Ojców odzyskania polskiej niepodległości Romana Dmowskiego w "Polityce polskiej i odbudowanie państwa polskiego" sprzed stulecia niewiele sie zmieniło: ”Chciałbym...ażeby zrozumiano, że wszelkie zjawiające sie u nas próby wywołania zbliżenia do Węgier, poparcia ich ambicji na Słowacczyźnie czy gdzie indziej, nie są niczym innym, jak robotą dla Niemiec, robotą przeciwną najwyraźniejszym interesom naszego kraju.”

Sojusz ten jest dość kompletny. W ujęciu historycznym nie ma w nim zbyt wielu zaszłości. Państwa te nie sąsiadują ze sobą i nie posiadają potencjalnych sporów terytorialnych. Nieco inaczej ma się sprawa z Austrią, ale duch porozumienia z 1868 roku, dodatkowo wzmocniony realiami związanymi z rozpadem imperium Habsburgów, który de facto redukuje Austrię do państwa zbliżonego potencjałem gospodarczym, demograficznym i tym samym politycznym do Węgier, jest współcześnie mocno wyczuwalny i sprzyja partnerskiej współpracy na polu polityczno-gospodarczym. Bardzo wymownym tego przykładem jest wspólny i strategiczny projekt obydwu państw, czyli koncern MOL.

Przy czym, napisawszy to, nie twierdzę, iż Orban jest wybrańcem i ulubieńcem decyzyjnych niemiecko-austriackich kręgów politycznych, czy z lewa czy z prawa. Z całą pewnością wolałyby one mieć za "partnera" wykorzenionego i ogłupiałego ideologiami "prawoczłekizmu" czy "neoliberalizmu" przywódcę sterowanego przez media, najlepiej będące pod kontrolą kapitału niemieckiego. Kapitału, najlepiej wszechobecnego we wszystkich wysoko marżowych sektorach i nie tylko zwolnionego z płacenia podatków, ale jeszcze otrzymującego dotacje! Jest bez wątpienia zasługą Orbana, iż nie pozwolił sobie na taki asymetryczny "sojusz", ale jego twarda postawa wynikała moim zdaniem również z faktu, iż miał pełną świadomość, że bezpardonowa gra niemiecka na jego polityczne wyniszczenie (na wzór gry względem Zjednoczonej Prawicy w Polsce) jest dla Niemców ryzykowna i może im przynieść więcej strat niż korzyści. Cieszący się realnym poparciem i autorytetem wśród Węgrów Orban zbyt mocno "przyciśnięty do muru" z jednej strony mógł korzystając z veta paraliżować strategiczne decyzje Rady Europejskiej, z drugiej strony zaś mógł szukać oparcia w jak to ostatnio określił "osi polsko-anglo-sasko-skandynawskiej". W ostateczności mógł też znaleźć swego rodzaju protekcję u Rosjan i pośrednio u Chińczyków. Czy Jarosław Kaczyński i Zjednoczona Prawica mieli podobne pole manewru? Odpowiedź wydaje się oczywista i szerzej jej udzielę w dalszej części pracy. I właśnie w dużej skali ryzyka, które mogłoby potencjalnie wywołać trudny do przewidzenia chaos w relacjach niemiecko- węgierskich, pragmatycznie wybrano miękką (jeśli niepozorną) konfrontację z "naszym europejskim dyktatorem" jak się wyraził o Orbanie nieco frywolnie były przewodniczący KE Klaus Juncker. W pełni przychylam się do opinii prof. Cichockiego, który zauważył, iż jak na blisko 15 lecie "dyktatorskich rządów" Orbana KE jest dla niego nad wyraz łaskawa.[viii]

 

Relacje z Anglo-Sasami i Żydami

Podobnie jak w przypadku spuścizny komunistycznej mamy w Polsce, po prawej stronie mocy, inklinacje do postrzegania relacji węgiersko-żydowskich przez pryzmat napiętych relacji między rządem Orbana a Sorosem i jego dziełami. Nic bardziej mylnego. Niech symbolem tego zjawiska będą nad wyraz dobre relacje premiera Izraela Netanjachu z Orbanem i np. ciepłe przyjęcie go w Izraelu w 2019 roku w czasie kolejnego kryzysu polsko-izraelskiego wywołanego antypolską wypowiedzią szefa MSZ Izraela. Przypomnijmy, iż w jej efekcie na skutek działań rządu polskiego, odwołano szczyt Grupy Wyszegradzkiej w Jerozolimie. Ale Orban zdecydował się pojechać w wyznaczonym terminie...

I tak jak w przypadku elit politycznych Niemiec, elity żydowskie (również ideologicznie częściowo zróżnicowane, ale, mówiąc Czesławem Bieleckim, nie zapominające na koniec każdych sfarów zapytać "no dobrze, ale co to wszystko oznacza dla Żydów")[ix] zdaje się zgodnie postanowiły nie podejmować z Orbanem politycznej "wojny na wyniszczenie". Oczywiście w zachodnich mainstreemowych mediach nie może liczyć na "dobrą prasę", powstawały mniej lub bardziej poważne koncepcje jego usunięcia (do najbardziej znanych należy choćby ta Charlsa Gatiego, eksperta ds. międzynarodowych Partii Demokratycznej z USA[x]) rytualnie jest nazywany dyktatorem itp., ale jest to kampania dyfamacyjna ledwie pełzająca. To traktowanie Orbana jako ból w pewnej części ciała, który trzeba przeczekać, względnie komara, do którego nie warto strzelać z armat, licząc na jego rychłe wyginięcie, przyszło środowiskom żydowskim tym łatwiej, gdyż w wielu aspektach globalnej żydowskiej strategii Orban gospodarczo-narracyjnej (a w efekcie politycznej) "nie stał okoniem". Z jednej strony bowiem kapitał żydowski (de facto bądź de iure - środowiska żydowskie są bowiem dość liczne i stanowią ok 2% populacji) ma na Węgrzech względną swobodę i jest dość skuteczny (nawet jeśli nie udało mu się zdominować elementu infrastruktury krytycznej każdego państwa tj. biznesu medialnego). Z drugiej, rzekłbym ważniejszej uwzględniając choćby wielkość rynku, strony Orban nie kwestionuje narracyjnych podstaw żydowskiej hagady. Nie sposób ich wszystkich w tym miejscu przypomnieć, dość będzie napisać, iż zarówno państwo izraelskie jak i diaspora w swych działaniach wykorzystują mniej lub bardziej pośrednio tzw. moral sueing w ramach narzucania religii holokaustu. Jej podstawą jest twierdzenie, iż holocaust był naturalną konsekwencją rozwoju idei konserwatywnej i narodowej oraz pokłosiem „odwiecznego” antysemityzmu Kościoła Katolickiego. Polacy, choć byli ofiarą niemieckiego hitleryzmu, nie mogą z punktu widzenia narracji żydowskiej być wyłączeni ze sprawstwa w holocauście, gdyż jego podstawą jest wyłączność żydowskiej ofiary podczas II wojny światowej[xi]. Holocaustianizm jest elementem szerszego zjawiska, nazwanego przez badacza spraw żydowskich prof. Kevina Macdonalda, kulturą krytyki[xii], znaną w Polsce bardziej pod nazwą pedagogiki wstydu. Jej istotą jest obwinianie właściwie wszystkich składowych kultury łacińskiej i chrześcijańskiej „stworzonej przez białego człowieka” za całe zło na świecie.

Orban ich nie kwestionuje przede wszystkim dlatego, gdyż historycznie jest to niemożliwe, wszak Węgry ściśle kolaborowały z hitlerowskimi Niemcami również w eksterminacji Żydów. Jest to radykalnie odmienna sytuacja w porównaniu do okupowanej Polski. Ale współczesne Węgry różną się od Polski w warstwie historyczno-ideowej również w kilku innych obszarach, mających znaczenie również dla tych środowisk. Co powoduje, iż Węgry nie działają na nich "jak czerwona płachta na byka", co nie jest bez wpływu na przyjęcie łagodniejszej strategii względem tego państwa. Co w efekcie naturalnie zwiększa pole manewru samego Orbana, mogącego dzięki temu budować swą legendę nad wyraz skutecznego "politycznego lisa".

 

Laickie Węgry - katolicka Polska

Choć słowa wypowiedziane przed stu laty przez przytaczanego już w tym tekście Romana Dmowskiego współcześnie należy uznać zasadniczo za nieprzystające ("Węgrzy zaś mieli silnych przyjaciół na Zachodzie. Na długo już przed wojną zajmowali oni duże stanowisko w masonerii a byli jednocześnie blisko związani z Żydami")[xiii] faktem jest, iż we współczesnej węgierskiej kulturze dominuje część prądów silnie propagowanych przez w/w środowiska. Laicyzm społeczeństwa czy dopuszczalność przerywania ciąży na życzenie to najbardziej wymowne tego przykłady. Czy to efekt bezbożnego komunizmu panującego przez ponad 40 lat i prześladowań, czego najlepszym historycznym przykładem jest postać kardynała Miszendego? Bez wątpienia, ale wydaje się, iż źródeł tych zjawisk należy szukać głębiej. Jednym z nich jest odejście w XVIII/XIX wieku, zwłaszcza elit, od katolicyzmu na rzecz protestantyzmu. Geneza tego jest ściśle polityczna. Znajdujący się do 1868 roku pod Habsburskim (Austriacy byli katolikami) zaborem Węgrzy, naturalnie zaczęci ciążyć do głównych rywali Imperium Habsburskiego/Austrii tj. protestanckich Prus. Nie bez znaczenia wydaje się również wpływ rewolucyjnej tradycji wywodzącej się z tzw. Oświecenia, de facto odrzucający zarówno Kościół jak i antropologię katolicką, którą reprezentują powstańcy z 1848 roku. Tym samym, to dodatkowa okoliczność, która powoduje, iż wspomniane kręgi traktują Orbana, czy szerzej węgierski nacjonalizm, jako "lżej strawny" a i z potencjałem, dzięki pewnym punktom zaczepienia, do zneutralizowania.

O potencjałach

Niech mi węgierscy przyjaciele wybaczą, ale aby przekonać polskiego Czytelnika, iż Orban jest sui generis fenomenem węgierskim z którym porównywanie się jest logicznym błędem, muszę również wspomnieć o potencjałach. Ma to bowiem związek z polityką m.in. w/w sił/państw względem obydwu krajów. W tradycyjnej politologii (ze szkoły realistycznej, za Hansem Morgenthau) wyróżniamy 9 głównych potencjałów (geografia, zasoby naturalne, potencjał przemysłowy, gotowość bojowa, ludność, charakter narodowy, morale narodowe, jakość dyplomacji, jakość rządu). Szczegółowa analiza porównawcza potencjałów obydwu krajów nie jest przedmiotem tej pracy, dlatego niech mi będzie wolno, odwołać się do elementarnego poczucia rzeczywistości i common sense, aby wyrazić prosty wniosek. Wyjąwszy charakter i morale narodowe (imo znajdujące się na zbliżonym poziomie) oraz jakość rządów (gdzie musimy uznać wyższość Węgrów, czwarta kadencja Fideszu o tym świadczy, choć...) potencjał Polski jest większy. Jeśli zaś rozwój tego potencjału będzie postępował tak jak w ostatnim 30 leciu, ze szczególnym uwzględnieniem lat 2015-2023, przewaga Polski będzie się zwiększać. Oznacza to również, jak twierdzi chociażby prof. George Friedmann, iż dzięki potencjałowi Polski może dojść do zmiany swego rodzaju układu sił a w konsekwencji architektury bezpieczeństwa w Europie. Powstanie ściślejszego sojuszu wojskowo-ekonomicznego państw dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów (przy życzliwym poparciu Czech, Słowacji i Rumunii z jednej flanki oraz Finlandii i Szwecji z drugiej) w ramach NATO i UE tworzy realny podmiot (sworzeń mówiąc tym razem prof. Brzezińskim) z którym nie sposób się nie liczyć ustalając porządek europejski. Przy całym szacunku do Węgier, ale i do realiów, państwo to nie posiada potencjału do liderowania realnemu i względnie autonomicznemu podmiotowi geopolitycznemu. Co wynika również z uwarunkowań sąsiedzkich, gdyż państwa otaczające Węgry mają większość potencjałów plus minus zbliżonych (Czechy, Słowacja, Austria, Serbia) lub większych (Rumunia i Ukraina).

Faktyczny wybór przez Orbana sojuszu francusko-niemiecko-rosyjskiego, długofalowo zorientowanego również na wypchnięcie z Europy Anglo-Sasów, jest również wyborem lepiej zabezpieczającym trwałość jego władzy. Neutralizując ostrze Anglo-Saskiej presji m.in. poprzez umiejętne "ułożenie się" z środowiskami żydowskimi, zyskuje faktyczne poparcie obecnie dominujących (ekonomicznie, instytucjonalnie, wywiadowczo etc) sił w Europie. Podjęcie innego wyboru tj. przystąpienie do polskiej inicjatywy Intermarum, której podstawę mają stanowić de facto Polska i Ukraina, naraziłoby go na utratę tego poparcia i mogłoby przyczynić się do porażki wyborczej. Mniej lub bardziej uświadomiona obawa wyborców o możliwość bycia zaatakowanym przez Rosję, połączona z obawą o brak pomocy francusko-niemieckich sojuszników "zagniewanych" niewłaściwym wyborem, możliwość zablokowania funduszy europejskich czy utrata miejsc pracy (na skutek przeniesienia z powodów politycznych fabryk - 1 zagraniczny pracodawca?, tudzież utraty rosyjskiego rynku zbytu) - wszystkie te "strachy", nawet jeśli częściowo irracjonalne, mogłyby zostać umiejętnie wplecione przez agenturę tych państw w przedwyborczą debatę i przestraszyć pewną część wyborców osłabiając tym samym Orbana.

I niewątpliwie to się do pewnego stopnia dzieje, zwłaszcza po napaści rosyjskiej na Ukrainę w 2023 roku. Jakkolwiek Orban mógł liczyć od 2010 roku de facto na swego rodzaju ochronę niemiecko-francuską (oraz części środowisk politycznych Anglo-Sasów i Żydów), to jednak niedostosowanie się do antyrosyjskiego kursu, wokół którego jednak zapadł na zachodzie w 2023 roku consensus, sprowadziło na rząd Orbana zmasowany nacisk również instytucji EU. Zarówno wcześniejsza blokada KPO, realna groźba zablokowania funduszy strukturalnych oraz nałożenie na Węgry sporej kary (200 mln euro + 1 mln za każdy dzień zwłoki) wyrokiem ETS za nieprzestrzeganie wspólnotowej polityki azylowej, są tego zapowiedzią. Polityka względem Orbana a la Gati stała się do pewnego stopnia domeną już nie tylko "demokratycznych" kręgów administracji USA, ale również Niemiec i Francji. Jak długo taką pozostanie? W tej chwili trudno przewidzieć, ale wydaje się, iż nie na długo, gdyż raczej skazana jest na porażkę. Zarówno Orban jak i Węgrzy po prostu mogą bardziej skutecznie stawiać opór, gdyż nie obawiają się Rosjan. Nie znajdują sie w "strefie zgniotu" jak np. Polacy, którzy na naciski EU są bardziej podatni.

O geografii polityczno-wyborczej

Przy tej okazji, warto też wspomnieć o kolejnym fenomenie, mającym moim zdaniem przełożenie wyborcze. Otóż budowanie politycznego przekazu na wartościach i interesach narodowych wraz z odwoływaniem się do swych "złotych wieków" (nad Wisłą przez lewicę pogardliwie nazywane "machaniem szabelką" etc) jest w węgierskich warunkach znacznie łatwiejsze. Wynika to przede wszystkim z faktu, iż państwa "zagrożone duchem korony św. Stefana" bynajmniej nie są de facto mocarstwami 2.0 jak Niemcy czy Rosja i tym samym "machanie szabelką" nie budzi obaw wśród wyborców węgierskich a raczej powody do dumy. Szczególnie tych blisko 3 mln Węgrów mieszkających w tych państwach.

Realia polskie są radykalnie odmienne. Nie tylko budowanie polskiej podmiotowości odbywa się de facto kosztem interesów i ambicji Niemiec i Rosji, nie tylko jakakolwiek aktywność przekraczająca Bug spotykała się z pogróżkami Rosji, ale w dodatku blisko 1/3 Polaków mieszka na terenach jednak w powszechnej świadomości poniemieckich. Propaganda PRL, mająca w dalszym ciągu pośredni wpływ na mental właściwie 2 pokoleń wyborców, była obosieczna. Z jednej strony kładziono ogromny nacisk propagandowy na fakt odzyskania po wiekach tych ziem (Ziemie Odzyskane), z drugiej strony, aby mocniej związać mieszkających tam Polaków z reżimem i sowieckimi wyzwolicielami (a i gwarantami) tych ziem, straszono niemieckim rewanżyzmem, wzmacniając swoistą niepewność, co do polskiej przyszłości na tych terenach. Wydaje się, że odejście sowietów chwilowo wyostrzyło te obawy, które zostały jednakowoż rozwiane wejściem Polski do UE oraz niemieckimi inwestycjami gospodarczymi. Do dziś Niemcy zainwestowały w Polsce ponad 40 mld euro a w kontrolowanych przez siebie firmach zatrudniają blisko 0,5 mln pracowników. Gros z nich znajduje się właśnie na ziemiach poniemieckich. Biorąc pod uwagę polskich kooperantów, usługodawców etc., korzystających z obsługi zarówno firm jak i ich pracowników (zarabiających ponad polską przeciętną, wedle dostępnych danych pensje w firmach zagranicznych, w tym niemieckich są o ok 50% wyższe) jak i wynikającą z bliskości większą intensywność wymiany biznesowo-handlowej, trudno się dziwić, iż ograniczanie niemieckich politycznych wpływów (będące koniecznością w związku z budowaniem polskiej podmiotowości) jest traktowane przez w/w zainteresowanych, "z ostrożnością". Niemieckie "strachy" czy to na poziomie UE czy też w kontrolowanych przez nich mediach nad Wisłą, Odrą i Wartą po prostu działają na tzw. normalnego wyborcę, który obawia się np. utraty pracy w związku z przeniesieniem fabryki do innego kraju. Na pewno konfrontacyjna polityka rządu względem kraju z którego pochodzi właściciel tejże fabryki, nie jest postrzegana jako okoliczność sprzyjająca jej utrzymaniu na terytorium Polski etc.

Dodatkowo, pisząc o ziemiach poniemieckich i żyjących tam wyborcach (co warto podkreślić, gdyż jest to zmienna obca Orbanowi w jego kalkulacjach wyborczych), iż komunistyczny eksperyment stworzenia "nowego Polaka" (tak barwnie opisanego przez Jakuba Bermana) częściowo się powiódł. Możliwość ułożenia przez sowietów lokalnych "klocków władzy" na spalonej ziemi, bez konieczności układania się z zakorzenionymi pokoleniowo lokalnymi elitami, dało im i ich polskim wybrańcom poważne narzędzia (kij i marchewka) do formowania realiów społecznych (w tym akcesu do "elyty") na tych terenach. Silna obecność wojsk radzieckich na tych terenach (a wraz z nimi rosyjskich służb specjalnych) z całą pewnością była czynnikiem dodatkowo cementujących ten proces. Transformacja rozpoczęta w 1989 roku, którą zamiennie można nazwać "uwłaszczeniem nomenklatury" paradoksalnie wzmocniła to środowisko, dodatkowo poszerzone przez akces szeroko rozumianej inteligencji, w tym technicznej, która ze względu na swe kompetencje (od konkretnych umiejętności po znajomość języków obcych) również mogła się cieszyć dobrami takiej transformacji. To te grupy, również pokoleniowo, w dalszym ciągu pozostały elitą na tych ziemiach, utrzymując większość pozycji w kluczowych działach administracji państwowej, ale i biznesie, również tym niemieckim, korzystając z jednej strony z wejścia do ciał zarządczych, z drugiej korzystając z obsługi tych biznesów. Efekty tego procesu było i w dalszym ciągu widać dość wyraźnie. Partie postkomunistyczne (Lewica) i zorientowane proniemiecko (PO) osiągają tam znacznie lepsze wyniki wyborcze, niż na terenach rdzennie polskich. Ciekawą egzemplifikacją tego procesu jest przykład dwóch bliźniaczych (w kontekście problemu) miast: Bogatyni i Bełchatowa. W obydwu miastach, głównym pracodawcą (+50%) jest przemysł wydobywczy i energetyczny związany z kopalniami węgla brunatnego. Obydwa miasta są w jakimś sensie skazane na skrajną marginalizacje w związku z realizacją wymogów klimatycznych UE, bowiem zmuszone są zamknąć w najbliższej przyszłości swe zakłady. W leżącej na granicy niemieckiej Bogatyni w ostatnich wyborach znacznie wygrała PO oraz Lewica (obydwie partie popierające bezdyskusyjnie politykę klimatyczną UE) zaś w Bełchatowie, położonym w centralnej Polsce zdecydowane zwycięstwo odniosły partie prawicowe mniej (PIS) lub bardziej (Konfederacja) sprzeciwiające się tej polityce.

Ale rzecz jasna nie chodzi tylko o wyniki wyborów. Ważnym wskaźnikiem jest też moim zdaniem wpływ Kościoła Katolickiego. Nie ma moim zdaniem lepszego wskaźnika tego wpływu niż dominicantes. Są one wyraźnie gorsze niż w wielu regionach Polski centralnej i wschodniej[xiv].

Podsumujmy ten wątek, aby unaocznić istotną różnicę z obszaru geografii i socjologii politycznej w jakiej funkcjonuje węgierska i polska prawica. Blisko 0,5 mln potencjalnych wyborców węgierskich (którzy na marginesie uzyskali możliwość uzyskania węgierskiego obywatelstwa dzięki Fideszowi w 2010 roku i z niej skorzystała) znajduje się "od dziada pradziada" na terenach państw demokratycznych i o zbliżonym potencjale bez ambicji mocarstwowych, co naturalnie sprzyja głosowaniu na partie narodowe/prawicowe. W 2014 roku Orbanowski Fidesz uzyskał 95% głosów spośród głosujących z tej grupy.[xv]

W Polsce zaś, 1/3 wyborców mieszka na terenach należących przez kilka wieków do (wówczas i dziś) potężnego sąsiada, primus inter pares w UE, największego inwestora na tych terenach, oferującego również polskim MSP dostęp do swojego dużego i chłonnego rynku. Lokalna i pokoleniowa elita zaś tych terenów, jest w jakimś sensie sztucznie wykreowana przez byłego de facto zaborcę i mówiąc prof. Zybertowiczem ma "skazę klientystyczną"[xvi]. To, że utrzymała swój status, będąc dalej dystrybutorem szacunku i konfitur (również dzięki zasiadaniu w kręgach kierowniczych polskich oddziałów niemieckich i zagranicznych korporacji) jest w opinii autora okolicznością sprzyjającą "fenomenom z Jagodna". Dodatkowo, te procesy dotyczą również kilku wielkich polskich miast z Warszawą na czele. Choć mniejszą rolę odgrywa tu bliskość granicy niemieckiej, zarówno radykalna możliwość zmiany struktury społecznej w wyniku II wojny światowej i rządów komunistycznych, jak i dominująca rola kapitału zagranicznego, w tym niemieckiego, w kształtowaniu ich realiów zawodowych, są dla niepodległościowej prawicy niesprzyjające. Tym bardziej, iż proces ten jest wzmacniany od wielu lat ogromną machiną propagandową. Jak pisał Rafał Ziemkiewicz "Oferta michnikowszczyzny odniosła tak wielki sukces, bo doskonale trafiła w potrzeby większej części polskiej inteligencji - ześwinionej, umoczonej, głupiej, zdeprawowanej prlem i niezdolnej do rozliczenia się z samą sobą. Inteligencji zastępczej, lewicowej, albo z tak zwanego awansu, którą PRL umieścił na miejscu tej prawdziwej, wymordowanej w Palmirach i Katyniu. Michnik, taki jaki wykreował się po 1989 roku, był po prostu bohaterem na jej miarę i na miarę jej potrzeb"[xvii] Tylko w pewnej części jest to doświadczenie węgierskiej prawicy.

 

Dlaczego prawicy nie udało się zdobyć trzeciej kadencji?

Czytelnik, który przeczytał z uwagą powyższe, zapewne domyśla się jaka będzie moja główna teza i że będzie miała ona związek z wymiarem międzynarodowym. Ale po kolei.

Przegrana wyborcza, zaznaczmy po dwóch kadencjach, w systemie demokratycznym jest z reguły sumą błędów rządzących oraz sumą kreatywności opozycji (zarówno w wytykaniu tych błędów, jak i przedstawiania swojej, lepszej oferty programowej). Ale może być również związana z sytuacją międzynarodową, zwłaszcza wówczas, jeśli dotyczy państwa leżącego "w strefie zgniotu".

Analiza błędów wewnętrznych nie jest przedmiotem tej analizy, choć część z nich (vide sprawa licencji na nadawanie TVN) ma swój kontekst międzynarodowy - brak konsekwencji w tym działaniu doprowadził do tego, iż zasadniczego celu nie osiągnięto, dostarczona zaś amunicje propagandową zwłaszcza dla młodzieżowego target.

Zaangażowanie zagranicy na poziomie instytucjonalnym, przede wszystkim instytucji Unii Europejskiej, w wywieranie presji na rząd Zjednoczonej Prawicy przede wszystkim poprzez szantaż ekonomiczny (vide KPO) jest niezaprzeczalnym faktem. Część elektoratu, zwłaszcza centrowego/piwotalnego z klasy średniej mogło, nie bez zaniepokojenia, obserwować te zmagania bez zmiany poparcia. Mogło również obserwować nasze postępujące osamotnienie, którego wymownym przykładem były głosowania w Radzie Europejskiej przegrane stosunkiem "27:1" (np. przy konkluzjach dotyczących wyboru przewodniczącego Rady Europejskiej czy rocznego raportu dotyczącego "praw człowieka"). Moim zdaniem ten wyborca mógł znieść wiele, ale "walki na dwa fronty" 2.0, mimowolnie nawet jeśli w sposób nieco irracjonalny, przywołującej najgorsze skojarzenia z 1939 roku, zaakceptować już nie mógł. Nie przez przypadek zresztą jednym z haseł wyborczych PO było "Bezpieczna Polska w Europie". M.in. dlatego uważam, że rosyjska napaść na Ukrainę jest jednym z kluczowych faktorów decydujących o przegranej ZP. Jest w typ pewien smutny paradoks. Wszak to właśnie to środowisko najmocniej przestrzegało przed niebezpieczeństwem odradzającego się rosyjskiego imperializmu, zaś w latach 2015-2022 poczyniło wiele, aby bezpieczeństwo Polski przed nim wzmocnić (m.in. budowa WOT). Ale konieczność likwidowania szeregu systemowych patologii będących również efektem de facto postkolonialnego statusu Polski, nie mogła wprowadzić Polski na kurs kolizyjny z nominalnymi sojusznikami. Byli oni wszak również beneficjentami wspomnianych patologii, notabene ułatwiających im również wpływ na polską scenę polityczną. Suma tych wszystkich presji, rozgrywająca się przede wszystkim w sferze psychologicznej, miała moim zdaniem swój udział w przekonaniu blisko 600 tysięcy wyborców Zjednoczonej Prawicy z roku 2019, do oddania głosu w 2023 roku na partie będące w orbicie zewnętrznych wpływów.[xviii]

Czy potrzebujemy polskiego Orbana?

Polska usytuowana między Niemcami a Rosją nie może być Polską zagrodową - Roman Dmowski

Polska będzie albo wielka, albo nie będzie jej wcale - Józef Piłsudski

 

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na takie pytanie, gdyż jak starałem się udowodnić powyżej, polityczne "zjawisko Orban" jest sui generis zjawiskiem węgierskim i nie przystaje do warunków polskich. Cóż bowiem w polskich warunkach miałoby oznaczać skopiowanie 1:1 węgierskiej polityki zagranicznej?: (i) rezygnacja z ambicji rozbudowy armii i zażądanie wycofania wojsk amerykańskich z Polski; (ii) rezygnacja z jakiejkolwiek aktywnej polityki na wschód od Bugu; (iii) rezygnacja z odszkodowań niemieckich za zamordowanie blisko 3 milionów Polaków oraz 100 bln zł za zniszczenia materialne; (iv) przyjęcie żydowskiej narracji, która z Polaków robi współsprawców holocaustu; (v) laicyzacja i faktyczna "dekatolizacja" życia społecznego, która otwiera wiele międzynarodowych salonów.

Czy w zamian za takie "koncesje" Polska mogłaby liczyć na odzyskanie władzy informacyjnej nad swoimi obywatelami, tanie surowce z Rosji/większe możliwości eksportowe tamże i niezakłócony streem funduszy europejskich na rozwój infrastruktury drogowej oraz zakup ekologicznych produktów niemieckich i francuskich? Mimo wszystko jest to mało prawdopodobne, pomijając fakt, iż całkowicie sprzeczne z tradycyjną psychologią narodu polskiego oraz jego żywotnymi interesami gospodarczymi i nie tylko, przede wszystkim na Wschodzie. Czy je można by realizować, pomimo najlepszej jakości polskich usług/produktów, bez własnej podmiotowości politycznej/militarnej pod okiem Rosjan? To pytanie retoryczne.

Jeśli zaś chodzi o politykę wewnętrzną, to oczywiście bilans jest znacznie korzystniejszy, choć warto zwrócić też uwagę na pewne mechanizmy w polityce wewnętrznej, które nie są godne naśladowania. Jeśli chodzi o pozytywne inspiracje, to oczywiście zarówno rozpoczęte w 2010 roku reformy ustrojowo-instytucjonalne (m.in. nowa konstytucja, reforma sądownictwa), gospodarcze (niskie podatki dochodowe, opodatkowanie korporacji zagranicznych, w tym handlowych, program zachęt inwestycyjnych, interwencjonizm państwa), prospołeczne/prodemograficzne (odpis podatkowy na dzieci), czy kultury (wspieranie chrześcijaństwa i dumy narodowej m.in. festiwal w Siedmiogrodzie). W cenie pozostaje krytyczny stosunek do dekadenckich elementów kultury zachodniej, wyrażony choćby słowami Europa Zachodnia porzuciła Europę chrześcijańską. Zamiast tego eksperymentuje z bezbożnym kosmosem, z tęczowymi rodzinami, z migracją i otwartymi społeczeństwami[xix] czy też "Obecnie najwieksze szkody krajowi przynosi dogmat o omnipotencji rynku, a więc założenie, że jedynie logika rynku potrafi efektywnie zorganizować i uregulować życie społeczeństwa"[xx]

Ale pisząc to, warto też pamiętać o pewnej specyfice węgierskiego systemu politycznego, który pozwala np. węgierskim partiom politycznym prowadzić działalność gospodarczą. To prowadziło w przeszłości również do pewnych abberacji, np. kiedy to sekretarz Fidesz po wygranych wyborach został szefem polskiego odpowiednika Urzędu Kontroli Skarbowej...Znany jest też case przejęcia przez państwo dystrybucji prasy (w czasach kiedy print miał jeszcze duże znaczenie), czego "naturalnym" skutkiem okazał się upadek prasy opozycyjnej wobec Orbana, co z kolei zaowocowało przejęciem tych tytułów przez ludzi powiązanych z Orbanem.[xxi]

Czy te mankamenty (żeby nie powiedzieć dosadniej) są okolicznością sprzyjającą pewnej oligarchizacji systemu i ułatwiającą działanie obcym wywiadom, rosyjskiemu zaś w $zczególności, pozostaje pytaniem otwartym. Na marginesie zaznaczę tylko, iż liczba akredytowanych "dyplomatów" rosyjskich na Węgrzech wynosi 50+. Dla porównania we wszystkich (sic) pozostałych państwach Grupy Wyszegradzkiej jest ich 20. Na uwagę zasługuje też fakt, iż Budapeszt jest od 2019 roku siedzibą rosyjskiego Międzynarodowego Banku Inwestycyjnego, któremu prezesuje Mikołaj Kosow, syn byłego rezydenta KGB w Budapeszcie.[xxii]

 

Relacje z Węgrami - co dalej?

Przyjaźń polsko-węgierska - w odróżnieniu od narodów nadbałtyckich - funkcjonuje bardziej w sferze symboli i kultury niż na poziomie politycznym i gospodarczym - prof. Marek Jan Chodakiewicz[xxiii]

Myśląc o przyszłości naszych relacji z przykrością przypomniałem sobie słowa Kardynała Tysiąclecia o taktyce postępowania względem komunistów rządzących nad Wisłą od 1945 roku: Będziemy jedynie popierać te elementy ich społecznego programu, które są zbieżne z naszym. Choć nie zostało to wypowiedziane wprost, z przyczyn oczywistych, niezbieżne elementy programu były zwalczane metodami jakie przystoją Kościołowi.

Myślę, że to dobra taktyka. Z jednej strony szukanie tego, co wspólne zwłaszcza w kontekście zagrożeń federacyjnych UE (reformy głosowań, euro, szalona polityka klimatyczna etc), z drugiej zaś "nieostentacyjna konfrontacja". Ona jest nieunikniona i konieczna w związku z de facto prorosyjską polityką węgierską. Musimy konfrontować się z orbanowskimi Węgrami, aby przekonać ich, iż zbliżanie się do granic Europy turańskiej (mówiąc prof. Konecznym) Rosji, będącej rozsadnikiem przemocy politycznej, korupcji i braku wolności słowa, nie jest dobrym pomysłem na budowanie pomyślności i dobrobytu nie tylko Polski i Węgier, ale i całego kontynentu. Orban zdaje się zapominać, nie tylko o 1956 roku, ale i o fakcie, iż idealizowany okres 1868-1914 nie trwał "wiecznie" właśnie dlatego, iż czynnikiem decydującym o jego przerwaniu był imperializm rosyjski "nie mający granic". Niech przestrogą dla Orbana będzie chociażby zdanie wpływowego swego czasu naukowca rosyjskiego Mikołaja Danielewskiego, zamieszczone w klasycznej książce pt. Rosja i Europa (Przeznaczenie Węgier - rozpuścić się w morzu rosyjskiem, w którem rozpuściło się tyle plemion słowiańskich).[xxiv]

 

Polityka polskiej podmiotowości - tylko dla zaawansowanych

Polska miała czterech zaborców, nie trzech: Niemcy, moskale i austriacy rozebrali ją na części od zewnątrz i przemocą państwa utrzymywali w niewoli, czwarty zaborca, który od wewnątrz naród bez państwa opanował, wyjadał mu… i serca… i mózgi, podbijał jego ducha dumnego i chciał uczynić z polskiej pracy i polskiego zysku mierzwę dla siebie...- to Żydzi[xxv] - ks. dr Kazimierz Lutosławski

Jest kilka zewnętrznych stabilizatorów III RP [...] Po trzecie państwa. Kluczowe są tu Niemcy, Rosja i Stany Zjednoczone. Wydaje się, że gdybyśmy mieli oszacować siłę wpływu na sprawy polskie, to czwartym krajem pod tym względem byłby chyba Izrael [...] Izrael jest istotny z punktu widzenia wpływu na Stany Zjednoczone. Nie jesteśmy w stanie, ignorując interesy Izraela, uprawiać skutecznej polityki wobec USA"[xxvi] prof. Andrzej Zybertowicz

Współczesna polityka w ogóle a polska w szczególności jest bardzo złożona. Potrzebujemy w niej wybijających się osób potrafiących odnaleźć się w tej złożoności[xxvii]- prof. Lech Kaczyński

 

Choć czas jaki dzieli wypowiedziane powyżej słowa wynosi blisko 100 lat, widzimy, iż w pewnym sensie sytuacja jest niezmienna, choć rzecz jasna należy patrzeć na nią przez pryzmat realiów 2.0. Ale wnosząc po aktywności, cokolwiek niestandardowej, zwłaszcza w latach 2015-2023, ambasadorów wyżej wymienionych krajów, możemy przyjąć, iż w istocie pozostajemy w szczególnym kręgu ich zainteresowania nakierowanego na ograniczanie naszej podmiotowości. Naturalnie w ramach sojuszniczych (?) relacji. Doprawdy trudno znaleźć mi takie ekscesy ambasadorów tych krajów na Węgrzech.

Jak zapewne Czytelnik, zwłaszcza ten znających historię, wie, budowanie polskiej podmiotowości jest zadaniem nad wyraz złożonym i wymagającym. Wrogów mamy bowiem potężnych, przyjaciół niewielu. A umiejętność ich zidentyfikowania bez pomyłek jest kluczową kompetencją w skutecznej polityce. Jej filarem jest z jednej strony zapewnienie sobie bezpieczeństwa, rozumianego jako wykluczenie konfliktu kinetycznego na podobieństwo tego na Ukrainie. Nie możemy uznawać za sojusznika (przyjaciela), kogoś, kto "przyjaźni się" z źródłem takiego zagrożenia dla nas. Z drugiej strony, filarem skutecznej polityki jest również zachowanie względnej podmiotowości i symetryczności w sojuszach, co objawia się m.in. zachowaniem wpływu na władzę instytucjonalną, informacyjną, edukacyjną, narracyjną we własnym kraju. Sojusze, które mają charakter skrajnie asymetryczny de facto sojuszami nie są. Polityka Orbana per saldo nie jest polityką wspierającą nas w uzyskaniu lepszej pozycji sojuszniczej, co również starałem się wykazać w tej pracy. Wzrost podmiotowości Polski również w tych relacjach nieuchronnie bowiem prowadzi do osłabienia "dobrego klimatu" w zyskownej spółce niemiecko (francusko) - rosyjsko - węgierskiej. Parafrazując Józefa Mackiewicza, można by rzecz, iż "polsko-węgierskie miłe wspomnienia z przeszłości, nie zastąpią nam (bezpieczeństwa) Polski". O nie i o nią musimy walczyć bez Węgier a właściwie również przeciwko nim.

Natomiast nadużywanie porównań politycznych do Węgier w polskiej debacie politycznej jest również poważnym błędem analitycznym i nie przyczynia się do zbliżenia do prawdy, a tylko ona, jak mawiał wspomniany już klasyk, jest ciekawa.

 

 

 

 

[i] Łukasz Warzecha, Ostatni wywiad, Prószyński i S-ka, 2010

[ii] https://dorzeczy.pl/kraj/623258/warzecha-tesknota-za-polskim-orbanem.html

[iii] https://dorzeczy.pl/opinie/637003/lisicki-dlaczego-orban-rzadzi-a-kaczynski-stracil-wladze.html

[iv] https://www.osw.waw.pl/sites/default/files/RAPORT%20-%20lustracja.pdf

[v] https://wiadomosci.wp.pl/szpiedzy-donosiciele-i-komunisci-w-otoczeniu-orbana-lustracja-po-wegiersku-6027385658770561a

[vi] Jerzy Targalski, Służby specjalne i prejestrojka, tom 4, Antyk, 2017

[vii] Igor Janke, Napastnik, Demart, 2012

[viii] https://podcasters.spotify.com/pod/show/niemcy-w-ruinie/episodes/Odcinek-11---Wgry--cichy-sojusznik-Niemiec-e2jf0p0

 

[ix] https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,12851536,bielecki-o-polityce-polakach-i-poklosiu-czuje-sie-tym-filmem.html

 

[x] https://www.fronda.pl/a/gorny-piec-scenariuszy-obalenia-victora-orbana,17568.html

[xi] Paweł Lisicki, Krew na naszych rękach? Fabryka Słów ,2016

[xii] Kevin Macdonald, Kultura krytyki, Aletheia, 2012

[xiii] Roman Dmowski, Polityka polska i odbudowanie państwa, Nortom, 2009

 

[xiv] https://www.gis-expert.pl/mapy-religijnosci-polakow

[xv] https://www.rp.pl/plus-minus/art12449741-wegrzy-najwieksza-mniejszosc-europy

[xvi] Andrzej Zybertowicz, III RP. Kulisy systemu , Słowa i Myśli, 2013

[xvii][xvii] Rafał Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna, Red Horse, 2006

[xviii] https://www.rp.pl/wybory/art39272301-badanie-exit-poll-opozycja-zmobilizowala-nieglosujacych-w-2019-roku

[xix]  https://nauka.uj.edu.pl/nauki-humanistyczne-spoleczne/-/journal_content/56_INSTANCE_7YIRkuRAFDR0/74541952/150555300

[xx] Grzegorz Górny, Węgry, Wydawnictwo AA, 2018

[xxi] Igor Janke, Napastnik, Demart, 2012

[xxii] https://www.dw.com/pl/jak-w%C4%99gry-wspieraj%C4%85-rosyjskich-agent%C3%B3w/a-64047242

[xxiii][xxiii] Marek Jan Chodakiewicz, Międzymorze, 3S Media, 2016

[xxiv][xxiv] Władysław Studnicki, System polityczny Europy a Polska, Antyk, 2010

[xxv] https://cytatybaza.pl/cytat/polska-miala-czterech-zaborcow-nie-trzech-niemcy-moskale-i-austriacy.html

[xxvi] Andrzej Zybertowicz, III RP. Kulisy systemu , Słowa i Myśli, 2013

[xxvii] Łukasz Warzecha, Ostatni wywiad, Prószyński i S-ka, 2010

 

 

 

 

Dołącz do drużyny Służby Niepodleglej!

Każda złotówka przybliża nas do wydania kolejnych analiz.